środa, 21 września 2016

Kuracji przeciw łysieniu ciąg dalszy

Czas na kolejny wpis odnośnie mojej walki z łysieniem rozlanym.Na szczęscie będzie to wpis całkiem pozytywny, bo w końcu mogę się pochwalić wyraźnymi efektami mojej kuracji.

Zmodyfikowałam nieco zalecenia dermatologa. Po szamponie Pharmaceris H Stimupurin, stosowanym przy każdym myciu przez miesiąc, dopadł mnie łupież, skóra głowy była przesuszona. Postanowiłam stosować ten szampon naprzemiennie z Vichy Dercos - szamponem w wersji wzmacniającej (przeciw wypadaniu). 3 mycia Pharmacerisem, następnie 3-4 mycia produktem Vichy, do tego przy każdym myciu odżywka Pharmaceris H Stimulinum, a 1-2 razy w tygodniu - Alpicort. I to całkiem dobra kombinacja!
Szampon Vichy Dercos Energising to w moim przypadku skuteczny produkt, zmniejszenie wypadania włosów obserwuję już po kilku myciach, niestety stosowany ciągle sprawia, że mój skalp się szybciej przetłuszcza a włosy nie są w idealnej kondycji, źle się układają i są przyklapnięte, co w przypadku niezbyt bujnej czupryny jest niemile widziane. Niestety przy dłuższym stosowaniu efekty odnośnie hamowania wypadania są coraz gorsze.

Efekty po niecałych 2 miesiącach są następujące:
- zmniejszenie ilości wypadających włosów podczas czesania - wypada czasem tylko 5-6 włosów, czasem (na razie nie wiem, od czego to zależy) jest ich 20-30,
- zdecydowanie zmniejszenie wypadania włosów w ciągu dnia - coraz częściej przeczesując włosy palcami nie wypada ani jeden włos lub tylko kilka,
- nieznacznie zmniejszył się kłębek włosów przy czesaniu po myciu - ostatnio naliczyłam trochę ponad 90 włosów, powiedzmy, że to poprawa średnio na poziomie ok. 20% w porównaniu z okresem przed kuracją; raz włosów jest mniej, raz bardzo dużo (jak przed kuracją), generalnie jest lekka poprawa, ale szału nie ma (bez porównania ze stanem sprzed kilku miesięcy, gdzie włosy nie wypadały prawie w ogóle)
- sporo baby hair, niektóre są krótkie (1-3cm), inne mają już po 5-6 cm i po spięciu włosów zabawnie odstają, większość nowych włosów jest w okolicy skroniowej i bocznej, w centralnej części głowy jest ich mniej.

Chyba całkiem nieźle, co? Jeśli dalej będzie coraz lepiej, to zacznę mówić już nie o łysieniu, a o nadmiernym wypadaniu :-)

Aha, z suplementacji nadal stosuję tabletki Silica, 2 dziennie. Dermatolog zaleciła preparat z samą biotyną, ale wydaje mi się, że Silica dostarcza sporą ilość biotyny a ponadto wiele innych, cennych składników, dlatego nie zrezygnowałam z tego preparatu.

Zauważyłam, że włosy najbardziej wypadają przy myciu i gdy są mokre (np. po deszczu - regularnie zapominam parasolki), jakby moja skóra nie lubiła wilgoci. To samo jest przy stosowaniu olejków na skalp - włosy przy myciu zawsze wypadały garściami, dlatego od paru lat nie nakładam nic "zatykającego" na skórę głowy. Po myciu owijam włosy ręcznikiem na dłuższy czas, a później zazwyczaj suszę suszarką (niezbyt ciepłym powietrzem, żeby nie niszczyć włosów). Jeśli zostawiam włosy do wyschnięcia naturalnie, to wypada ich naprawdę dużo. Nie mam pojęcia, czemu tak jest.

W tej chwili włosy są ładne, lśniące, dobrze odżywione, uniesione u nasady - moje samopoczucie się automatycznie poprawiło :-) Na końcówki włosów nakładam maskę Ziaja Kozie Mleko, bardzo dobrze się sprawdza - polecam.

Kolejny update za kilka tygodni.

Poza tym przy okazji zakupu mojego ulubionego kremu do twarzy (BAIKAL Herbals - Iris - jak znajdę chwilę to napiszę krótką recenzję) zamówiłam szampon i odżywkę Babuszki Agafii - wspomaganie i aktywacja wzrostu oraz ziołową wcierkę OOO Pervoe Reshenie przeciw wypadaniu włosów (recenzja tutaj), którą używałam parę lat temu i byłam z niej zadowolona. Na razie będę kontynuować kurację opisaną wyżej, ale pod koniec roku chciałabym już wprowadzić małe zmiany w pielęgnacji - w zależności od wyników. Ziołowy lotion do włosów powoli wprowadzam już teraz (głównie żeby wzmocnić baby hair), bo w przerwach w stosowaniu Alpicortu nie używam żadnych wcierek. Trzymajcie kciuki!

wtorek, 30 sierpnia 2016

Kuracja przeciw wypadaniu - efekty po miesiącu

Mija prawie miesiąc od mojej wizyty u dermatologa, którą miałam 2. sierpnia 2016. Parę dni po wizycie wprowadziłam zmiany, które zaleciła dermatolog, czyli szampon Pharmaceris H Stimupurin, odżywka Pharmaceris H Stimulinum i Alpicort (wg zaleceń 1-2 razy w tygodniu, ale stosuję 3x tygodniwo). Cały czas przyjmuję preparat Silica, który zawsze miał dobry wpływ na moje włosy i skórę.
Czy są jakieś efekty po miesiącu? Ciężko mówić o spektakularnych zmianach na lepsze. Przy myciu włosy dalej wypadają dość obficie, podczas czesania przy myciu jest ich nieco mniej, ale nadal jest to ok. 70-90 włosów. Podczas czesania na sucho bywa bardzo różnie i nie widzę żadnej zależności (typu więcej wypadających włosów przy czesaniu po całym dniu, gdy włosy były spięte itp.). Raz jest to całkiem zadowalająca liczba ok. 25-30 włosów, a czasem cała umywalka czarna i dwa razy tyle kłaków, które postanowiły się wyprowadzić. Przepraszam, że podaję liczby, ale jest to jedyna obiektywna miara tego, ile włosów wypada (na oko czasem ciężko to ocenić).
Faktem jest, że przy przeczesywaniem włosów palcami w ciągu dnia, włosów wypada zauważalnie mniej, i to mnie cieszy.

Pojawiło się trochę baby hair, najwięcej po lewej stronie głowy, trochę mniej po prawej stronie (tu skroń jest prawie całkiem łysa - został tylko lekki puszek) i minimum na środku głowy. Na pewno nie jest to zasługa używanych od miesiąca kosmetyków, bo włoski mają już ze 2-3cm długości i musiały wyrosnąć wcześniej. Być może to efekt używania Placenty (zużyłam prawie całe opakowanie, a później przerwałam na rzecz preparatów zaleconych przez dermatolog) oraz Jantara przez parę miesięcy wcześniej. To dobry znak - włosy odrastają, mieszki nie obumarły.

Jeżeli chodzi o samą linię Pharmaceris z serii H - kosmetyki są całkiem wydajne. Pół łyżeczki szamponu wystarcza na umycie całej głowy (mam włosy minimalnie za łopatki), odżywki mam jeszcze ok. pół opakowania, nakładam ją wyłącznie na skalp. Po tych kosmetykach włosy są ładnie uniesione u nasady, nie przetłuszczają się. Niestety dostałam suchego łupieżu, dlatego chwilowo odstawiłam szampon Pharmaceris na rzecz Dercos Vichy - szamponu wzmacniającego, który mi kiedyś bardzo pomógł. Odżywki używam cały czas, łupież ustępuje, więc to może kwestia tego, że szampon Pharmaceris trzeba trzymać na głowie ok. 2-3 minuty a zawiera SLS i może wysuszać skalp.

Alpicort stosuję 3 razy w tygodniu, czyli nieco częściej, niż zaleciła dermatolog. Po 2 miesiącach ograniczę do 1-2 razy tygodniowo.

Parę zdjęć poglądowych (dermatolog zaleciła je wykonywać regularnie, żeby obiektywnie ocenić skuteczność terapii przeciw wypadaniu):

1) 02.08.2016 - przed kuracją zaleconą przez dermatologa - po intensywnym czesaniu po myciu

2) 08.08.2016 - na początku kuracji (bezpośrednio przed stosowałam jeszcze kilka razy Vichy Dercos wzmacniający)


3) 30.08.2016 - po prawie miesiącu
 Wszystkie zdjęcia są wyłącznie po czesaniu po myciu (bez włosów, które wypadły przy myciu, po ponownym rozczesaniu po masażu itp.). Jak widać szału nie ma, włosów nadal wypada dość sporo. Po pierwszym rozczesaniu, jeśli delikatnie wcieram Alpicort, wypada jeszcze ok. 30 włosów. Trochę tak, jakby były osłabione i przy króciutkim (ok. 1 min.) masażu wypadały. Nie wiem, jak to będzie dalej. Na razie bez zachwytów, trzymajcie kciuki, by było lepiej.

Badania na poziom żelaza na razie nie udało mi się zrobić.




wtorek, 9 sierpnia 2016

Łysienie, łysienie - czyli walki z wypadaniem włosów ciąg dalszy

No i wracam znowu po paru latach przerwy. Dużo się w tym czasie działo, ograniczyłam dość mocno pielęgnację, skupiając się na Jantarze (okresowo), lekkich szamponach i drożdżowej maski do włosów z serii Z apteczki babci Agafii, bardzo się polubiłam z tą maską. Niestety po prawie 2 latach względnego spokoju, kiedy już zaczęłam się cieszyć długimi - za łopatki - lśniącymi i ładnymi włosami... znowu dopada mnie wypadanie, a teraz już dosłownie łysienie.
Zaczęło się gdzieś w maju tego roku, chociaż wzmożone wypadanie obserwowałam przez poprzednie parę miesięcy, ale zwalałam winę na pory roku i stres związany ze zmianą pracy. Tak się złożyło, że z mojej ukochanej firmy trafiłam do typowej korporacji, gdzie nie było czasu podrapać się po czterech literach. Praca umysłowa po 10-12h na dobę, codziennie, zabieranie roboty do domu, wszystko na najwyższych obrotach i ciągłe chodzenie "na dywanik" za najmniejszy błąd skutkowało tym, że po kilku miesiącach rzuciłam kwitem i stwierdziłam: odchodzę. Od przełożonych usłyszałam, że jestem szczurem opuszczającym okręt, a chwilę później, że jestem super pracownikiem, ale co zrobić. Zmieniłam pracę na spokojniejszą i jestem zadowolona. Ale ze stanu mojej czupryny - nie. Jak wspomniałam, późną wiosną włosy zaczęły wypadać tak masowo, jak imigranci do Europy w tamtym roku. Włosy tu, włosy tam... Przy czesaniu masakra, moje włosy się raczej nie plączą, normalnie wypadało kilka czy kilkanaście, ale teraz wypada czasem i 50-60 przy jednym czesaniu. Przy myciu i przy czesaniu po umyciu - umywalka czy wanna pełna włosów. Raz się skusiłam i policzyłam, wyszło prawie 100 włosów przy samym czesaniu po kąpieli, a ile wypadło podczas kąpieli - nie wiem, od lat nie stosuję sitka, żeby nie widzieć kłaków po myciu ;-) W ciągu 2-3 miesięcy pojawiły się prześwity wzdłuż przedziałka, na czubku głowy a na skroniach został meszek i kilka zwykłych włosów. Włosy są oklapnięte i zazwyczaj je spinam, by ukryć prześwity. Zawiodły moje sposoby typu Jantar, zmiana szamponu, masaż, Placenta i ciągła suplementacja witaminowa - sposoby, które świetnie sobie kiedyś radziły przy wypadaniu sezonowym. Klamka zapadła - dermatolog.

Poszłam na wizytę, przesiedziałam 30 minut w gabinecie, choć samo badanie trwało może 10 sekund. Skóra głowy w porządku, włosy jako takie w porządku, brak objawów, by chodziło o typowe łysienie androgenowe - mam PCOS, od lat jestem na hormonach. Diagnoza - albo łysienie "stresowe", które zaczyna się ok. 3 miesiące po dużym stresie, albo łysienie rozlane o nieznanej przyczynie.

Zalecenie: Alpicort 1-2 razy w tygodniu po myciu, do mycia szampon Pharmmaceris H Stimupurin i odżywka odżywka Pharmaceris H Stimulinum, dokończyć ostatnie pudełko suplementu Silica i zmiana na Amocon Forte (biotyna). Do tego zrobić badanie krwi w celu oznaczenia poziomu żelaza, w razie potrzeby brać suplementy. Później kontrola za 4 miesiące.

Zrobiłam więc zakupy, kosmetyki i Alpicort kupiłam przez znaną aptekę internetową i oszczędziłam ponad 30zł, więc całkiem nieźle. Szampon i odżywka kosztują normalnie ok. 38-40zł, a Alpicort ok. 40-50zł. O efektach tej kuracji będę informować regularnie, mam nadzieję, że kosmetyki pomogą - rzekomo badania potwierdzają skuteczność, komentarze na internecie są zazwyczaj pozytywne. Liczę na zmniejszenie wypadania i jakieś baby hair w dłuższej perspektywie.

Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia:
- szampon Pharmmaceris H Stimupurin - opakowanie typowe dla szamponów z tej serii, zapach przyjemny, typowo kosmetyczny, szampon dobrze się pieni i dla moich włosów wystarczy pół łyżeczki, by je umyć, więc wydajność jest na dobrym poziomie. Producent (Irena Eris) zapewnia, że szampon zmniejsza wypadanie i powoduje porost nowych włosów w ciągu już 6 tygodni stosowania minimum 3 razy w tygodniu. Efekty są ponoć potwierdzone laboratoryjnie jak i przez samych testerów. Szampon należy wmasować we włosy i skórę głowy i zostawić na ok. 2-3 minuty, a następnie spłukać. Tak też czynię :-)

- odżywka Pharmaceris H Stimulinum - opakowanie w formie tubki, apteczny design, zapach ledwo wyczuwalny, jakby cytrynowy, konsystencja średnio gęsta. Odżywkę zaleca się nakładać na skórę głowy i włosy i trzymam ok. 2-3 minuty, ja aplikuję tylko na skórę głowy, bo preparat do tanich nie należy.

- Alpicort - jest to jeden z nielicznych preparatów na łysienie dostępnych wyłącznie na receptę. Zawiera w składzie alkohol - mocno wyczuwalny przy aplikacji. Niektórych może podrażniać. Główne składniki to kortykosteryd predonizon (predonisolum) i kwas salicylowy (acidum salicilum). Preparat dość znany w kręgach "łysiejących", dostępny także w wersji Aplicort E, zawierającej dodatkowo estrogeny. Pani dermatolog, u której była, poleciła mi prostszą wersję, jako skuteczną i mniej inwazyjną. Ponoć daje dobre efekty, dużo lepsze niż popularny Loxon 2% czy 5%, który wg dermatolog daje krótkotrwałe efekty i może powodować wzmożone łysienie nawet w czasie stosowanie. Zastosowałam Alpicort jak na razie dwa razy i zauważyłam, że szybko się wchłania (lub odparowuje - alkohol) i nie obciąża ani nie przetłuszcza włosów. Producent poleca wykonać 2-3 minutowy masaz, ale ja ograniczam się do szybkiego delikatnego wtarcia w skalp, ostatnio moje włosy wypadają garściami przy jakichkolwiek manipulacjach przy skórze głowy.

- Amocon Forte - jest to preparat zawierający dużą dawkę biotyny, dostępny w formie saszetek z proszkiem, który się rozpuszcza i pije przy śniadaniu. Jeszcze nie testowałam i nie wiem, czy będę, bo Silica jednak bardziej mnie przekonuje ze względu na mnogość składników.

Liczę na efekty kuracji. Nie testowałam żadnego z wymienionych preparatów. Najlepszym szamponem przeciw wypadaniu był dla mnie Vichy Dercos wzmacniający, który dawał efekty już po 2-3 tygodniach. Przed wizytą u dermatologa też go kupiłam i użyłam raptem 2 razy, bo zdecydowałam się wypróbować rzeczy polecone przez nią. Trochę irytuje mnie potrzeba trzymania i szamponu, i odżywki parę minut na włosach, moja skóra głowy tego nie lubi, ale w takim działaniu jest oczywiście metoda, wszak każda substancja czynna potrzebuje chwili, by się wchłonąć. Na razie estem po trzech myciach, zobaczymy, czy będą jakiekolwiek pozytywne efekty tych preparatów, pokładam w ich duże nadzieje.

poniedziałek, 27 maja 2013

Wracam po fazie rezygnacji - walka z wypadaniem C.D.

Jakiś czas mnie nie było – dopadło mnie maksymalne wypadanie włosów, które na kilka tygodni sprawiło, że miałam wstręt do jakichkolwiek zabiegów. Nie mówię już o strachu na widok włosów wypadających garściami, znajdywanych dosłownie wszędzie – na poduszce, na każdym ciuchu, na podłodze, w jedzeniu, w pracy i nawet u brata, w którego zatrzymałam się na 2 dni. MASAKRA!
Ograniczyłam się tylko do mycia i nakładania odżywki do spłukiwania. Nawet bałam się je czesać...
W końcu doszłam do wniosku, że przez jakiś czas zmiana pielęgnacji pomagała i były widoczne efekty (baby hair - sporo wypadło, ale część dalej rośnie), więc czemu do niej nie wrócić. Skoro włosy i tak wypadają, to chyba ciężko im zaszkodzić, stosując znowu sprawdzone metody...

Zrobiłam zakupy na Mazidłach. W koszyku wylądowały:
  • indygo – 200g (ostatni raz farbowałam włosy w marcu)
  • henna - 100 g
  • brahmi – podobno wzmacnia cebulki i zmniejsza wypadanie
  • keratyna hydrolizowana – baaardzo fajna, niedroga sprawa (więcej niżej)
  • olej ekologiczny z czarnuszki – podobno zmniejsza wypadanie i poprawia kondycje włosów i skóry.

100 zł znowu wyparowało...
O indygo i hennie już pisałam, ale brahmi to ziółko, które dołączyło do mojej kolekcji. Według opisu na mazidla.com należy do kilku ziół stosowanych w medycynie ajurwedyjskiej przy problemach z włosami i skórą głowy. Jak na razie zastosowałam 3 razy (2 razy w formie „maseczki” - woda+brahmi, a raz dodałam do farby – nie wpłynęło na kolor). Nie wiem, czy działa. Ale ponoć wiara czyni cuda ;-)
Keratyna hydrolizowana – przeczytałam o niej bodajże na blogu Anwen (www.anwen.pl). Dodaję do odżywki do spłukiwania (dosłownie 2-3 krople). W odczuwalny sposób poprawia kondycję włosów (wypełnia mikroubytki) – są bardzo miękkie, sprężyste i lśniące, wygładzone. Jeśli przesadzę się z ilością lub jeśli stosuję za często, to włosy są lekko przeciążone. Ogólnie bardzo fajny suplement do maseczek i odżywek, które nie mają keratyny w składzie.
Olejek z czarnuszki – dowiedziałam się o nim podczas wizyty w mydlarni św. Franciszka. Ostatecznie kupiłam na Mazidłach prawie 2 razy taniej niż u nich ;-) Poczytałam recenzje – praktycznie same pozytywne, i stwierdziłam, że zaryzykuję. Olejek ma przykry zapach (taki jakby chemiczny, nieroślinny), dobrze rozprowadza się po skórze głowy – nakładam na skalp niecałą 1 łyżkę olejku i delikatnie wsmarowuję. Aplikacja o niebo lepsza niż np. oleju rycynowego ;-) Olejek jest lekki, dobrze się zmywa, nie powoduje przeciążenia włosów po umyciu. Zastosowałam dopiero 4 razy, czekam na efekty.

Ostatnie farbowanie było w sobotę 18go maja. Tym razem pół na pół indygo+henna – chciałam, by kolor był cieplejszy. Dodałam odrobinę amli i łyżeczkę brahmi. Trzymałam ok. 3 godziny – teraz myślę, że mogłam poczekać dłużej. Włosy odzyskały blask, kolor po farbowaniu jest prawie taki sam, jak przed, czyli bardzo, bardzo ciemny brąz, przy czym bardzo zyskał na głębi i zniknęły rudawe refleksy, które dają wrażenie wypłowiałych włosów. Jestem zadowolona ;-)
Zauważyłam, że przez parę dni po ziołowym farbowaniu (dokładnie 2 mycia) włosy nie wypadają prawie w ogóle. Przy pierwszym myciu (ponad 24h po farbowaniu) wypadło może 20 włosów, podczas gdy dosłownie kilka dni wcześniej przy 120-paru zaniechałam dalszego liczenia (a policzyłam na oko tylko połowę). Niestety z każdym kolejnym myciem wracam do smutnej normy... Chciałabym wierzyć, że zioła + olejki + witaminy trochę zahamują wypadanie.

Aha, koło 20 kwietnia byłam u fryzjera przyciąć końcówki (jakieś 3-4 cm). Niestety nie mam aktualnych zdjęć, ale na dniach coś wykombinuję.


piątek, 12 kwietnia 2013

Spóźnione podsumowanie marca

Opuściłam się dość mocno, jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Marzec i pierwsza połowa kwietnia upłynęły pod znakiem niezbędnego minimum:
- szampon (na zmianę Alterra granat&aloes, GREEN PHARMACY z łopianem/Vichya przeciw wypadaniu włosów),
- odżywka (niezmiennie balsam z propolisem),
- balsam Joanny bez spłukiwania,
- Jantar.
Włosy olejowałam raz lub dwa razy, byłam bardzo niezadowolona z efektów.

Generalnie włosom ostatnio nic nie pasuje i chyba wypowiedziały mi wojnę: albo się puszą i wyglądają jak siano, albo świeżo po myciu wyglądają jak niemyte przez dobry tydzień. Coś czuję, że średnio im pasuje powrót do Jantara (tonik z OOO PERVOE RESHENIE jest lżejszy i odświeża włosy) i brak farbowania indygo od ponad miesiąca.

A'propos farbowania - nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, że bezpośrednio po farbowaniu henną/indygo wygląd włosów baaardzo się poprawia i przez kolejne 2-3 tygodnie wyglądają naprawdę dobrze. Są lśniące, grubsze i jakby gęstsze. Im dalej od farbowania, tym gorzej - tracą na objętości i połysku, zaczynają się puszyć, są nie do ułożenia i wygładzenia. Teraz już nie widzę takiej różnicy w kolorze (rzeczywiście po kilku farbowaniach jest coraz bardziej trwały), ale struktura włosów wyraźnie się zmienia - pewnie wypłukuje się to, co zostało na włosach po farbowaniu. Minęło ponad 5 tygodni od ostatniej przygody z indygo+henną i od około dwóch włosy są coraz gorze. Może nie widać tego po zdjęciach, ale czuję różnicę w dotyku.

Musiałam je szczotkować dłuższą chwilę, żeby się jakoś wygładziły...



Do tego wypadają - pewnie znowu nałożyło się kilka czynników, z których dwa główne to powrót do tabletek hormonalnych + wiosna.

Szykuję się do złożenia zamówienia na Mazidłach (indygo się skończyło!) i w sklepie Kalina - na pewno zamówię rosyjski, ziołowy tonik wzmacniający (najlepiej od razu 2 opakowania). Dorzucę jeszcze jakąś odżywkę, bo chyba moje włosy przyzwyczaiły się do balsamu z propolisem i stąd spadek formy. W końcu to już 3 miesiące...

Jeszcze porównanie długości (po lewej 08.03.2013 a po prawej 12.04.2013):





Chyba trzeba podciąć końcówki...

poniedziałek, 25 marca 2013

Szampony ALTERRA - jedna seria, różne efekty

Dziś na podstawie dwóch kosmetyków pokażę, jak skrajne mogą wzbudzać emocje. Wezmę pod lupę dwa szampony rossmanowskiej serii ALTERRA bez silikonów:
1) ALTERRA Koffein-Shampoo - szampon Biotyna i Kofeina
2) ALTERRA Feuchtigkeits-Shampoo - szampon Granat i Aloes



Oba można dostać w każdym Rossmanie w cenie 7-9zł (bywają promocje), co przy niskiej wydajności jest dość wysoką ceną za butelkę 200ml. Szampony z tej serii są polecane dla wegan i eko-ludzi - nie zawierają substancji pochodzenia zwierzęcego, sztucznych barwników, konserwantów i zapachów, a część składników pochodzi z upraw kontrolowanych biologicznie. Ile w tym prawdy - nie wiem, tym bardziej, że zapach obu szamponów jest raczej chemiczny (jeden ma lekko ostry nieokreślony zapach, a wersje z granatem pachnie cukierkowo-owocowo) choć producent podaje, że pochodzi z naturalnych olejków eterycznych. Nieważne ;-)

Stosowałam oba szampony dość regularnie i ich działanie jest skrajnie różne, co pozwoliłam sobie zamieścić w formie tabelki niżej (kliknij, by powiększyć):



Kolor i konsystencja - po lewej wersja z biotyną i kofeiną, po prawej granat i aloes.

Niestety wydajność obu szamponów jest bardzo słaba - ze względu na skład kiepsko się pienią, trzeba je rozcieńczać z wodą (najlepiej w kubeczku).
Szamponu z biotyną i kofeiną absolutnie nie polecam; ten z granatem i aloesem jest niezły, ale daleko mu do ideału. Stosowany na dłuższą metę jako jedyny szampon po jakimś czasie sprawiał, że włosy były przyklapnięte i bez energii.

Więcej szamponów ALTERRA nie testowałam, może kiedyś się skuszę.

środa, 20 marca 2013

Eve rozdaje :-)

Od kilku miesięcy obserwuję bloga Eve (zwariowanej testerki i posiadaczki naprawdę imponujących włosów), o czym zresztą wspominałam nie raz :-) 
Aktualnie na Jej blogu trwa konkurs-rozdanie:

 
Powodzenia!